Pierwszą rzeczą, jaką powinniśmy sobie uświadomić, jest to, że film formą artystyczną i podlega regułom kreacji. Nawet filmy dokumentalne czy reportaże są formą kreacji. Stąd też nie możemy podchodzić do kwestii dźwięku w filmie na żywioł i musimy wiedzieć, co będzie dla nas ważne. Dopiero wtedy możemy zastanowić się na techniką i dobrać narzędzia. Miksując muzykę, staramy się skierować uwagę słuchacza na wybrane elementy. Tworzymy warstwy dźwiękowe, plany, zmieniamy je w czasie, a wszystko to za pomocą najróżniejszych tricków: aranżacja, instrumentacja czy automatyka. Tak samo jest w filmie, czy w fotografii – tam też mamy plany czy tzw. mocne punkty, czyli elementy pomagające zwrócić uwagę odbiorcy na wybrane przez nas aspekty kreacji. Tych analogii między dźwiękiem i obrazem jest więcej i powinniśmy z nich korzystać.
Przy profesjonalnych produkcjach dźwięk stanowi oddzielną i bardzo rozbudowaną kwestię. Część nagrań realizuje się na planie (najczęściej dialogi), a część (często sporą) w studiu, najpierw tworząc odpowiednie efekty na żywo lub w komputerze, a potem miksując całość jak normalną produkcję muzyczną. W efekcie odbiorca otrzymuje precyzyjny obraz, który jest odzwierciedleniem zamysłu reżysera. Oczywiście to spore uproszczenie, ale mając na uwadze te pryncypia możemy je dopasować do naszych produkcji. Stąd właśnie tak ważny jest pierwszy szkic i wybranie wiodących elementów.
Od teorii do praktyki
Powiedzmy, że nagrywamy film ze ślubu. Jakże często jest to nawet niezły obraz z totalnie beznadziejnym dźwiękiem, który składa się głównie z pogłosu wnętrza kościoła, sali w USC itp. Jest to spowodowane tym, że producenci kamer lub lustrzanek wyposażają swoje produkty w podstawowej jakości wbudowane mikrofony, które nie są w stanie sprostać wymaganiom. Wbudowane w kamerę/aparat mikrofony widzą dźwięk z dużej odległości, co skutkuje nagraniem wszystkiego wokół. I tu musimy zacząć myśleć o stronie techniczno-kreatywnej.
Pierwszym krokiem jest znalezienie sposobu, aby dźwięk „przybliżył” się do słuchacza i abyśmy odbierali tylko przekaz bezpośredni, z pominięciem lub znacznym ograniczeniem wpływu pomieszczenia. To coś takiego, jak wpływ pomieszczenia na odsłuch z monitorów studyjnych, z tym że tutaj raczej nie mamy wpływu na samo pomieszczenie! Musimy więc skierować nasze uszy na źródło.
Pierwszym sposobem jest zastosowanie mikrofonu o odpowiednich parametrach – chodzi o czułość oraz o charakterystykę kierunkową.
Na początek rozwiązanie najtańsze i najprostsze w obsłudze, czyli mikrofon montowany na kamerze, aparacie czy telefonie. Na rynku jest sporo tego typu produktów, a wśród nich wynalazki Australijczyków z firmy RØDE, począwszy od najtańszych (VideoMic GO lub VideoMicro) przez klasę średnią (VideoMic, VideoMic Pro) aż po luksusy (Stereo VideoMic X). Mikrofony te różnią się klasą, lecz mają cechy wspólne w postaci dobrze dobranej charakterystyki kierunkowej, która „słucha” tam, w którą stronę skierowany jest obiektyw kamery, ale także charakterystyki pasmowej, która ułatwia pozbycie się tych częstotliwości, które będą „zamulać” przekaz. Tego typu mikrofony są rozwiązaniem wygodnym i popularnym i wielu przypadkach świetnie wypełnią swoją rolę.
Wadą powyższego rozwiązania jest to, że wciąż nie jesteśmy bliżej źródła dźwięku, a poza tym każdy ruch kamerą powoduje zmianę brzmienia. Wracając więc do naszego przykładu ze ślubem, raczej zapomnijmy o sfilmowaniu chlipiącej mamusi podczas składania przysięgi. Problem ten rozwiąże mikrofon, który będzie obsługiwany niezależnie od kamery, czyli np. shotgun. Mikrofon typu shotgun wygląda jak lufa strzelby, dlatego, że ma specjalną tubę ułatwiającą uzyskanie stosunkowo wąskiej charakterystyki kierunkowej. Czyli „strzelając” z lufy w źródło dźwięku eliminujemy jednocześnie sporo dźwięków dochodzących z boków. Shotguny montowane są najczęściej na specjalnych tyczkach z włókna węglowego i łączone kabelkiem z kamerą (aparatem) lub sprzętem nagrywającym dźwięk niezależnie (komputer, smartfon, nagrywarka). Tu znowu z pomocą idzie RØDE i seria NTG, którą można spotkać w niemal każdej produkcji filmowej lub telewizyjnej. Ceny też są w granicach rozsądku, a jeśli porównamy je z poziomami cen na akcesoria fotograficzne, to możemy wręcz powiedzieć, że jest tanio.
Jesteśmy już bliżej ideału, ale wciąż może być lepiej.
Obsługa mikrofonu na tyczce jest bardzo trudna i niewygodna, jeśli operatorem jest tylko jedna osoba. Stąd przy produkcjach filmowych lub telewizyjnych widać często drugą osobę w słuchawkach trzymającą tyczkę, a operator zajmuje się tylko kamerą. Wciąż też nie jesteśmy tuż przy źródle dźwięku, choć trzeba przyznać, że przy odrobinie treningu ta technika daje znakomite rezultaty.
Pójdźmy dalej i umieśćmy mikrofon tuż przy „aktorach”. Najczęściej będzie to mikrofon typu Lavalier (rzadziej nagłowny), czyli „krawatowy”. Są to miniaturowe mikrofony przypinane do ubrania i połączone ze sprzętem nagrywającym. Taka aranżacja daje już świetne rezultaty: dźwięk jest czysty i pozbawiony wpływu pomieszczenia, a operator kamery ma pełną swobodę ruchów. Tego typu rozwiązania oferuje RØDE (np. mikrofony Lavalier czy PinMic), włoska firma IK Multimedia oraz firma MXL (producent mikrofonów studyjnych, który ma w ofercie coraz więcej mikrofonów małych, wygodnych i niedrogich).
Wyżej opisany układ oferuje już znakomitą jakość i wygodę, ale powoduje, że źródło jest „uwiązane” do kabla, którym płynie sygnał do urządzenia rejestrującego dźwięk. Oczywiście możemy naszego bohatera wyposażyć np. w smartfona nagrywającego ścieżkę dźwiękową, ale to będzie wymagać późniejszej postprodukcji w postaci połączenia dźwięku i obrazu. Jest to dodatkowa praca, a nie każdy chce lub umie ją wykonać. Z pomocą przychodzi więc technika bezprzewodowa.
Od lat znamy i używamy mikrofonów bez kabla, czy to na scenie czy przy wszelkiego rodzaju prezentacjach. Technologia jest opanowana, a szczególnie ostatnio mamy do wyboru coraz więcej systemów w pełni cyfrowych, co pozwala na uzyskanie niemal studyjnej jakości nagrania lub nagłośnienia bez kabli. Stosowanie popularnych systemów bezprzewodowych wiąże się jednak z podobnym problemem, jak podłączenie mikrofonu kablem do kamery: sygnał z odbiornika musi popłynąć kablem. A gdyby tak odbiornik zamontować na kamerze? „Tradycyjnego” się nie da (za duży i wymaga zasilania), ale są już systemy bezprzewodowe zaprojektowanie specjalnie do zastosowań filmowych. Oczywiście były już dawno, ale kosztowały krocie, wymagały dodatkowych akumulatorów i pasowały tylko do kamer profesjonalnych. Ostatnio jedna sytuacja uległa poprawie.
Firma RØDE ma do zaoferowania rozwiązanie: FilmMaker, czyli system bezprzewodowy składający się z nadajnika w postaci kostki przypinanej np. do paska do której podłączamy wybrany mikrofon, najczęściej „pchełkę” w postaci mikrofonu miniaturowego. Odbiornik zaś to małe pudełko z własnym zasilaniem, które montujemy do kamery lub aparatu tak, jak montuje się lampę błyskową. Odbiornik posiada wyświetlacz OLED, który informuje nas o sile sygnału, a także o kondycji baterii, zarówno w nadajniku jak i odbiorniku, więc nie musimy biegać i sprawdzać ile nam zostało mocy. System jest cyfrowy, zasięg ma całkiem przyzwoity (do 100 metrów, więc poza nagraniami szpiegowskimi wszystko będzie OK) i wreszcie nie kosztuje majątku.
Tym sposobem dotarliśmy do końca poszukiwań. Korzystając z dodatkowych akcesoriów i stosując proste techniki nagraniowe jesteśmy dziś w stanie stworzyć całkiem profesjonalną produkcję filmową z zawodowym dźwiękiem. Od teraz film ze ślubu, wakacji czy koncertu nie będzie miał dźwięku jak spod kołdry.
Tekst pochodzi z magazynu „AudioPlay”, nr 5/2016, art. „Z poradnika Wujka Piotrka”.