Współczesne instrumenty mają bardzo porządne stopnie wyjściowe, sygnał jest „zdrowy” i pozbawiony szumów czy zniekształceń, więc nie ma co kombinować. Niektóre syntezatory cyfrowe mają nawet wyjście cyfrowe lub USB – nie należy się wahać i warto z nich korzystać. Oszczędzamy wtedy na niepotrzebnej konwersji CA/AC.
Instrumenty analogowe
Rzecz się ma trochę inaczej w przypadku instrumentów analogowych, szczególnie tych starszych. Tu już często dostajemy w gratisie trochę szumu, czasem przydźwięk i inne niepożądane zjawiska. Warto wtedy użyć DI-Boxa, który po pierwsze zsymetryzuje sygnał, a po drugie może coś dodać od siebie, jeśli jest to porządny DI-Box dobrej firmy.
Kolejną sprawą jest poziom nagrania. Mówi się o tym ciągle, ale warto przypomnieć: po pierwsze nagrywamy w rozdzielczości 24-bitowej (z częstotliwością próbkowania minimum 44,1 kHz), a po drugie nie nagrywamy głośno!
Rejestracja ze wskaźnikiem „na czerwonym” miała sens w latach siedemdziesiątych, gdy chciano uzyskać jak najwyższy odstęp sygnału od szumu oraz lekko przesterować stopień wejściowy miksera (preamp) i taśmę analogową. Dzisiaj tego nie potrzebujemy. Nic w ten sposób nie zyskujemy, a możemy tylko niepotrzebnie przesterować nagranie w domenie cyfrowej. Zasadą jest, aby nagrać do mniej więcej połowy skali wskaźnika poziomu. Zresztą tyczy się to wszystkich sygnałów. Dokładność rozdzielczości 24-bitowej jest tysiące razy wyższa niż 16-bitowej i w zupełności wystarczy, gdy nagramy „do połowy”, co ułatwi nam miks.
Podstawą korektor
No właśnie: miks. Jak miksować klawisze? Odpowiedzi jest mnóstwo, ponieważ instrumenty klawiszowe są w stanie wytworzyć niemal dowolne brzmienie, które może pełnić niemal każdą rolę w miksie. Generalne zasady są podobne, jak w przypadku tradycyjnych instrumentów, więc pewne reguły obowiązują przy basie, bębnach, padach czy brzmieniach solo. Zajmiemy się nimi po kolei, lecz na początek warto zapamiętać, że instrument elektroniczny (sampler, syntezator, maszyna perkusyjna, instrument wirtualny) są w stanie grać „pełnym pasmem”, co odróżnia je od większości instrumentów akustycznych czy elektrycznych. Co gorsza, producenci klawiszy walczą o każdego klienta i chcą zrobić na nim wrażenie, tworząc presety o pełnym i robiącym wrażenie charakterze. Brzmią one imponująco, ale zupełnie nie nadają się do miksu, ponieważ kanibalizują resztę jego elementów.
Dlatego po pierwsze: jeśli miksujemy nowoczesny syntezator, pamiętajmy o korektorze! Jeśli nie jesteśmy pewni, które częstotliwości ciąć, włączmy analizator. Większość EQ ma go w standardzie. Często natychmiast zobaczymy, że nasz sygnał ma informacje w paśmie 30–60 Hz, co jest niepożądane nawet dla większości brzmień basowych!
Po drugie, bardzo oszczędnie obchodźmy się z kompresją. Nowe instrumenty są bardzo głośne, więc dodawanie kompresji może zmasakrować dźwięk.
Bas
Bas z syntezatora potrafi być bardzo mocny i trzeba go okiełznać. Po pierwsze, ściąć dół (tak, dół) w okolicach 30–50 Hz w zależności od charakteru muzyki. Po drugie, dodać lekkie podbicie w granicach 80-120 Hz. Tu z kolei w zależności od tonacji utworu, aby podkreślić tonikę (dźwięk, na którym najczęściej kończymy). Potem warto się przyjrzeć okolicom 300–450 Hz, najczęściej delikatnie przycinając, gdyż tutaj koncentruje się „mulistość” brzmienia. Powyżej – wszystko w zależności od charakteru utworu i konkretnego brzmienia. Jeśli bas ma dużo częstotliwości wyższych, a w dodatku zawiera informację melodyczną, warto te częstotliwości zachować lub nawet pokreślić.
Kompresja – bardzo ostrożnie, choć często łagodny kompresor może zdziałać cuda. Warto też poeksperymentować z saturacją, najlepiej wielopasmową. Bardzo to nowoczesne i fajne.
Bas jest w mono! A przynajmniej jego niskie częstotliwości (do 120–150 Hz). Powyżej możemy już szaleć po kanałach.
Bębny
W zasadzie nie jest możliwe podanie tu uniwersalnych rad. Instrumentów perkusyjnych jest cała masa zarówno tradycyjnych, jak i elektronicznych. Są też brzmienia przetworzone, z efektami itd.
Pamiętajmy, że perkusja wydobywana z elektroniki nie ma nic wspólnego z nagraniem żywych bębnów. Więc absolutnie nie stosujmy presetów typu „Kick”, „Snare” czy „Toms”. Prawdziwe bębny często brzmią dość „cienko” do nowoczesnych zastosowań i wymagają całej masy upiększeń. Elektroniczne są najczęściej gotowe!
Zawsze warto stosować korekcję, na każdy element oddzielną. Sample lub brzmienia syntetyczne dysponują sporym pasmem i trzeba je odpowiednio poprzycinać, aby pasowały do reszty. I tak: stopa może wymagać przycięcia dołu (jak bas), podkreślenia okolic 80–100 Hz, wycięcia środka i ewentualnego podkreślenia „kliku”, który może występować od 1 kHz w górę. Dzięki temu będziemy mieli „mięso” i element rytmiczny (klik), który pozwoli zlokalizować stopę na mniejszych głośnikach.
Werbel – to najczęściej szum, który będzie wymagał podcięcia niskiego dołu (do około 80 Hz) i pracy w zakresie 130–300 Hz.
Hi-Haty – brak dołu, uważać na górę. Często są zbyt jasne, a nawet jazgotliwe. Warto je przyciemnić korektorem lub de-esserem.
Tomy – cała masa opcji, ale warto pamiętać, że zależy nam na „cieple”, które występuje w zakresie 200–600 Hz. Wszystko zależy jednak od charakteru brzmienia i samego utworu.
Pozostałe elementy to wszystko inne. Warto zdefiniować ich rolę w miksie i podkreślić to, na czym nam zależy, a inne elementy osłabić. Pamiętajmy też o panoramowaniu (stopa i werbel w środku, reszta ucieka na boki) i o wzajemnych relacjach częstotliwościowych – np. jeśli w jednym elemencie dominuje 100 Hz, to wszystkie inne powinny mieć to pasmo osłabione, czy to sposób naturalny (dobór brzmienia), czy korekcją.
Pamiętaj: EQ to Twój brat!
Kompresja bębnów to oddzielny element i nie mamy tu miejsca na to fascynujące zagadnienie. Generalnie warto oszczędzać, a wszystkie bębny wysłać na wspólną szynę i okrasić jakimś fajnym Buss Compressorem.
Pady i brzmienia wypełniające
Podstawowym zadaniem jest określenie, jaką ROLĘ pełnią te instrumenty w miksie. Mogą stanowić element rytmiczny (jak gitara), tonalny (akordy), solowy czy być po prostu rodzajem efektu. Tym razem zacznijmy od panoramy – spróbujmy umieścić wybrane brzmienie w takim punkcie naszej sceny dźwiękowej, aby nie kolidowało z innymi „muzykami” (bas, bębny, wokal itd.). Dzięki temu operacje za pomocą EQ będą delikatniejsze: zdejmijmy dół (do 120 Hz) i trochę nielubianego środka (350–400Hz), pobawmy się górą – możemy dodawać „powietrza” (powyżej 5 kHz), zupełnie jak do wokalu, ale nie kolidujemy z nim, bo jesteśmy po lewej lub prawej stronie.
Jeśli brzmienie jest w mono, spróbujmy je powielić, lekko przesunąć kopię (lub też lekko odstroić) i umieścić obydwa kanały po przeciwległych stronach. Dodajmy efekt (delay, delay+reverb) i zrobi się bardzo sympatycznie.
Znowu: uważajmy z kompresją (szczególnie przy brzmieniach smyczkowych), gdyż ma tendencję do „pompowania” dźwięku, który zaczyna brzydko „pływać”. Jeśli zaś pracujemy z brzmieniem rytmicznym, kompresja z niebyt szybkim atakiem może ładnie podkreślić początkowe transjenty i wzmocnić efekt rytmiczny.
Brzmienia solowe
Wszelkie solówki są trochę jak wokal – chcą błyszczeć i dominować. Więc pozwólmy im na to. Zazwyczaj umieszczamy ten element pośrodku, chcemy, aby był dobrze słyszalny, nawet na gorszym sprzęcie czy w mono. Przekazuje on bowiem istotne informacje, zarówno melodyczne, jak i brzmieniowe. Miksując sekcję utworu, w którym pojawia się instrument solowy, zróbmy mu miejsce. Wyłączmy część bębnów (jeśli nie ucierpi temperatura wynikająca z przebiegu utworu), odsuńmy elementy na bok lub zdejmijmy im trochę tych częstotliwości, które występują w solo (kłania się automatyka parametrów).
Korekcja musi podkreślać charakter brzmienia – elementy w zakresie 2–3 kHz są bardzo ważne. Nie chcemy dużo dołu, ale nie „cienizujmy” niepotrzebnie. Uważajmy z górą, aby solo nie krzyczało.
Kompresja jak najbardziej wskazana. Mówimy i wiodącym elemencie (przynajmniej w tej części utworu) i musimy słyszeć każdą nutę. Dodajmy efekty, modulacje – ważne, że słuchacz natychmiast zwrócił uwagę!
Świetnym patentem jest automatyka pierwszych kilku nut, które robimy głośniej. W ten sposób kierujemy uwagę słuchacza na nową sekcję – trochę podobnie zachowują się muzycy jazzowi, kiedy przekazują sobie nawzajem partie solowe. Działa!
Pamiętajmy: miks to jeden wielki KOMPROMIS. Wszystkie składniki miksu są jak muzycy na scenie – każdy chce być najważniejszy. Do nas należy pogodzenie tych niesfornych dzieciaków i zadecydowanie kto, gdzie i kiedy może się odezwać, aby słuchacz odebrał całość jako zbilansowany i spójny (u)twór.
Żaden z elementów składowych (muzyków) nie będzie w stu procentach zadowolony z efektu, ale nas to nie może interesować – nam zależy na całości. Każdy instrument w miksie ma swój charakter i chce go w pełni ukazać. Można tak zrobić, ale tylko gdy jest on jedyny. Ale tak nie jest! Oczywiście poza utworami na głos solo. Aby dany element zabrzmiał spójnie z innymi, musimy go czegoś pozbawić i jest to najczęściej coś, co jest ważniejsze w innym instrumencie. Więc np. bas musi nam pokazać nuty podstawowe będące podstawą tonalną, a także elementy rytmiczne pozwalające odnaleźć początki nut. Inne składniki musimy wyeliminować lub znacznie ograniczyć. Bębny poprowadzą utwór przez czas, kolejne sekundy i minuty, pozwalając czuć rytm i wraz z nim podnosić lub obniżać temperaturę emocji. Ale musimy wiedzieć, ile tych bębnów wystarczy, gdy w tym samym momencie zagra bas, gitary, klawisze i zaśpiewa wokal. Za dużo i miks stanie się nieczytelny!
Wokal musi rządzić, ale ustępuje miejsca, gdy gitara (lub syntezator) wysuwa się naprzód z piękną solówką. Głosy harmoniczne (pady, smyczki, chórki) muszą pełnić rolę służebną wobec elementów wiodących i muszą zapomnieć o szczegółach czy dużej głośności.
I tak dalej…
Gdy spojrzymy na miks w taki sposób, zrobi się łatwiej. Nam i słuchaczowi.
Na koniec małe ćwiczenie: wypocznijmy, usiądźmy wygodnie i posłuchajmy muzyki swojego ulubionego wykonawcy. Ale tym razem posłuchajmy jej analitycznie. Jakich instrumentów użyto? Kiedy się odzywają? Jakie zastosowano efekty? A przede wszystkim: ile instrumentów gra jednocześnie? I tu zdziwienie! Nawet w najbardziej rozbudowanych partiach będzie ich trzy lub cztery. Reszta to porządny aranż i dobry miks. Nie musi być dużo, żeby było mocno. A jak jest za dużo, to będzie słabiej!
Tekst pochodzi z magazynu „AudioPlay” (Nr 1/2016).