Firma Universal Audio już na zawsze będzie się kojarzyć z klasykami typu LA-2 czy 1176. Zamiast jednak produkować niezliczone wariacje na temat tych kultowych procesorów stara się rozwijać technikę nagraniową, korzystając z najnowszych technologii.
Już kilkanaście lat temu na świat przyszedł system UAD, czyli specjalne karty do obróbki danych, na których pracują pluginy napisane na tę platformę. Użytkownicy dostali w swoje wiecznie niezaspokojone ręce cyfrowe odpowiedniki wielu urządzeń, a także dziesiątki innych klasyków począwszy od korektorów Pultec, przez kompresory Fairchild, a na nowoczesnych klasykach typu Fatso kończąc.
Dzisiaj platforma UAD to ponad 100 pluginów, a wszystkie są „o czymś”, czyli nie są żadnymi „zapychaczami” i spełniają ważne role w wirtualnym mikserze świadomego producenta.
Jakość cyfrowych emulacji UAD uważana jest przez wielu za najwyższą na świecie. Kilka lat temu w ofercie UA pojawiły się interfejsy audio Apollo. Wcześniej firma oferowała jedynie procesory UAD w postaci kart wewnętrznych lub zewnętrznych do obróbki już zarejestrowanego materiału, ale teraz platforma UAD mogła również nagrywać i odtwarzać. Co więcej każdy interfejs Apollo to także karta UAD z dwoma lub czterema procesorami, więc odpada konieczność kupowania kilku urządzeń (chyba że potrzebujemy więcej procesorów). Interfejsy Apollo to urządzenia wyższej klasy, porządnie wykonane i wyposażone w bardzo dobre przedwzmacniacze i przetworniki. Pozwalają na produkcję na najwyższym światowym poziomie. Każdy interfejs Apollo może też korzystać z pluginów UAD w czasie rzeczywistym przez włączenie ich po prostu na dowolnym kanale wejściowym. Teraz nagrywanie przez LA-2A i Pulteca jest w pełni możliwe i dość tanie. Latencja rzędu 1-2 ms to nic i wielu używa Apollo nie tylko w studiu, ale także na scenie, gdzie przy odrobinie chęci można nagłośnić i wyposażyć w efekty całkiem niemały skład.
Bohaterem artykułu jest jednak tajemnicza technologia Unison, którą firma przedstawiła w 2014 roku przy okazji prezentacji „budżetowych” interfejsów Apollo Twin. Co ważne, okazało się, że część sprzętowa tej technologii znajduje się już we wcześniej wyprodukowanych interfejsach Apollo i każdy posiadacz dowolnego interfejsu Universal Audio otrzymał do niej dostęp po prostej aktualizacji oprogramowania.
Co to jest Unison
Zanim wyjaśnimy, zastanówmy się, czego brakuje nam w cyfrowym studiu. Możemy z powodzeniem emulować brzmienie i sposób działania klasycznych procesorów takich jak korektory czy kompresory, a także efekty (delay, reverb, chorus itd.), kanały miksera (channel strip) czy nawet całe analogowe konsole. Ale dźwięk ma to do siebie, że tak naprawdę istnieje tylko w świecie analogowym – w komputerze to tylko bardzo szybko przetwarzane dane, informacje. Dźwięk musi jakość „wejść” do komputera, a do tego używamy instrumentów i mikrofonów. Fale dźwiękowe wydobywane z instrumentu bądź paszczą trafiają na membranę mikrofonu, który zamienia je na zmienne napięcie elektryczne. Następnie zostają one wzmocnione w przedwzmacniaczu i w takiej postaci trafiają do interfejsu/przetwornika i na dysk twardy. I właśnie ten proces był wciąż poza zasięgiem emulacji cyfrowych. Bo jak emulować mikrofon? Z tym wciąż mamy pewien problem, ale specjaliści z Universal Audio przyjrzeli się współpracy mikrofonu lub instrumentu, np. gitary, z przedwzmacniaczem. Ta interakcja bowiem ma ogromne znaczenie dla brzmienia, które trafi do systemu cyfrowego bądź na taśmę. Mikrofon oferuje bardzo słaby sygnał (niskie napięcie), który przedwzmacniacz musi wzmocnić tysiąc razy, a każde połączenie dwóch urządzeń audio w domenie analogowej powoduje powstawanie najróżniejszych zjawisk wynikających z poziomu sygnału oraz stosunku wielkości impedancji (wyjściowej mikrofonu i wejściowej przedwzmacniacza) i jej zmian podczas przebiegu sygnału w czasie. Stąd stosowanie różnych rozwiązań technicznych (transformatory, tranzystory FET), które w założeniu miały te zmiany zniwelować, a spowodowały, że różne przedwzmacniacze po prostu różnie brzmią. Stąd „kultowość” niektórych rozwiązań (np. Neve 1073) i ich niebotyczne ceny na rynku wtórnym… i pierwotnym, bo producenci szybko dostrzegli sposobność niezłego zarobku przy produkcji urządzeń według antycznych projektów.
A gdyby tak spróbować zbudować układ elektroniczny mogący w pewnym zakresie emulować różne stopnie wejściowe, zmieniać swe parametry w zakresie impedancji i reagować na siłę sygnału? To był punkt wyjściowy technologii Unison.
Unison to połączenie elektroniki analogowej i cyfrowej.
Na początku jest oczywiście przedwzmacniacz. Ale jego układ nie jest „stały”. Może zmieniać się pod wpływem informacji, jakie otrzyma od układu sterującego, czyli specjalnego pluginu, w którym zapisane są parametry dla danego rozwiązania. Plugin ten obrabia też otrzymany sygnał (po konwersji analogowo-cyfrowej) i przekazuje go do głośników lub aplikacji DAW.
Sam układ analogowy może przełączać czułość, a także impedancję wejściową, co ma ogromny wpływ na brzmienie. Na koniec pozostało jedynie stworzyć wirtualne modele różnych przedwzmacniaczy i mamy coś nowego.
Każdy interfejs Apollo (z wyjątkiem Apollo 16, który ma jedynie wejścia liniowe) wyposażony jest w dwa lub więcej preampów Unison. Preampy te mogą pracować z sygnałem mikrofonowym, a także instrumentalnym dzięki dołączeniu do układu dodatkowego wejścia wysokoimpedancyjnego Hi-Z. A więc po podłączeniu gitary lub basu możemy stanąć przez „najprawdziwszym” wzmacniaczem!
Przedwzmacniacze i Channel Strips
Universal Audio 610 Tube Preamp Collection
„Rodzinny” zestaw prosto z kultowej konsolety z lat sześćdziesiątych XX wieku. W swoim czasie uważany za niezwykle detaliczny i czysty, a dzisiaj ceniony za coś wręcz przeciwnego, czyli niepowtarzalny „kolor” obwodów lampowych. Dostępny w wersji A i B, które różnią się niektórymi funkcjami (np. zakres pracy pokładowego korektora) i oczywiście brzmieniem. Nawet niedrogi mikrofon „puszczony” przez ten preamp nabiera modnego dziś „wintydżowego” brzmienia.
Neve 1073 Preamp & EQ
Chyba nie ma świecie bardziej popularnego przedwzmacniacza. Pojawił się jako część składowa stołów mikserskich Neve we wczesnych latach siedemdziesiątych. Już bez lamp, za to w tranzystorowej klasie A i, oczywiście, wzbogacony o transformatory, które w założeniu miały izolować galwanicznie obwody, a stały się nieodzowną częścią składową „tego” brzmienia. Neve 1073 sprawdza się niemal wszędzie i zawsze, nadaje brzmieniu swoistego ciężaru gatunkowego, który wynika z lekkiego podkoloryzowania określonych pasm i lekkiej saturacji dzięki zastosowanym transformatorom. Biorąc pod uwagę, że oryginał kosztuje niemal 10 tysięcy złotych, wizja posiadania 1073 na każdym kanale mikrofonowym Apollo jest bardziej niż kusząca.
Neve 88RS Channel Strip
Neve z XXI wieku. O wiele bardziej neutralny niż 1073 jest składową największej i najdroższej konsoli Neve, która zagościła w wielu topowych studiach na świecie. Mimo że ma mniej charakteru niż 1073, to znakomicie sprawdza się w nowoczesnych produkcjach, ponieważ pozwala na uzyskanie o wiele „silniejszego” brzmienia charakterystycznego chociażby dla współczesnej muzyki pop. Mamy tu do czynienia z kompletnym kanałem miksera, z sekcją EQ i dynamiką – duża rzecz. Nagrajmy coś przez niego lub włączmy na każdym kanale miksera DAW!
API Vision Channel Strip
Z Wielkiej Brytanii jedziemy do Ameryki. Konsoleta API Vision to także nowoczesna konstrukcja, ale po jej włączeniu łatwo odnaleźć słynne „amerykańskie brzmienie”, które charakteryzuje się dużą ilością szczegółów, podkreśleniem transjentów i wyższego środka. Części składowe API Vision Channel Strip to same znane numerki: przedwzmacniacz 212L ze słynnym wzmacniaczem operacyjnym 2520, korektor 550L, sekcja kompresora 225L i bramki 235L, a na koniec filtry 215L. To sprzęt dla miłośników brzmienia amerykańskiego rocka czy country.
Manley VoxBox Channel Strip
Supermegaekskluzywny wynalazek Manleya – lampowy channel strip wyposażony w kompresor optyczny, korekcję w stylu Pultec, a nawet de-eser. Oryginał kosztuje górę pieniędzy, więc czemu nie. Ciężko jest wskazać specyficzne zastosowanie, ale musi tego spróbować każdy, kto poszukuje czegoś innego niż brytyjskie czy amerykańskie klasyki, a lubi lampy.
Wybrane wzmacniacze gitarowe i basow
Fender ’55 Tweed Deluxe
Jedna z pierwszych konstrukcji Leo Fendera, jeszcze sprzed ery gitar. Zaprezentowany w roku 1955 stał się ulubionym wzmacniaczem gitarzystów spod znaku country i bluesa, a potem oczywiście rocka. Swoje brzmienie zawdzięczał połączeniu układu elektronicznego z głośnikiem (i jego obudową), a można je określić jako „jedwabiste”, jeśli taka fraza pasuje do rockowego grania. To jeden z najnowszych wzmacniaczy w rodzinie Unison i to naprawdę słychać – emulacja jest świetna, a wzmacniacz przepięknie reaguje na dynamikę gry, jak prawdziwy sprzęt.
Marshall JMP 2203
Typowo rockowy sprzęt, który został zaprezentowany w roku 1975. Na lata określił brzmienie rocka i oferował nowoczesny (na owe czasy) przester, który wpisywał się w trendy i pozwalał łatwo miksować. Firma Universal Audio skorzystała tu z usług Szwedów z Softube’a, którzy wiedzą, jak się robi dobre emulacje. Korzystając z technologii Unison, możemy nagrywać, reampować lub po prostu grać jak na prawdziwym Marshallu, a do dyspozycji mamy dwa różne kanały mikrofonowe z pięcioma typami mikrofonów. A do tego kilkadziesiąt presetów, które stworzył nikt inny jak Tony Platt związany z grupą AC/DC.
Ibanez Tube Screamer TS808
Tym razem kultowa kostka gitarowa pochodząca z roku 1979. Japończykom z Ibaneza udało się stworzyć klasyczny przester, który wyróżniał się przepiękną reakcją na dynamikę gry, co jest podstawą sukcesu. Uwielbiany przez najznakomitszych mistrzów gitary (jak Steve Ray Vaughan czy Joe Bonamassa) doczekał się wielu klonów, ale tylko ten jest w pełni cyfrowy i działa na żywo. Skoro Ibanez dał swoje „OK”, to chyba brzmi tak, jak trzeba.
Ampeg B-15N Bass Amplifier
Tym razem coś dla basistów. Wierna emulacja klasycznego wzmacniacza basowego Ampega, który używany był (i jest) podczas nagrań elektrycznego basu w tysiącach produkcji. W zasadzie nie ma stylistyki, w której by się nie sprawdził, a każdy basista, który potrafi ustawić wzmacniacz, wydobędzie z niego żądane brzmienie. Tu wręcz słychać użyte lampy, a dwa rodzaje wysterowania (1964 i 1966) są jak w oryginale.
Każdy muzyk (producent), który „poczuł” określone urządzenia (preampy, konsolety czy wzmacniacze) może mocno się zdziwić, jak te cyfrowe kreacje są bliskie oryginałom. Dzięki sprytnemu połączeniu sprzętu i oprogramowania mamy do dyspozycji niepokojąco dobre emulacje, więc skoro nie słychać różnicy…
Tekst pochodzi z artykułu „Cyfrowa odmiana klasyki” zamieszczonego w magazynie „AudioPlay” (6/2016).